OGNISKO
SANOK – KICZURY 2017
7 lipca b.r. w Sanoku obyło się z dawna, bo już w lutym zapowiedziane spotkanie familijne przy ognisku. Na miejsce spotkania organizatorzy wybrali zagajnik leśny na sanockiej dzielnicy Kiczury, który kiedyś w większym obszarze należał do Stefanii i Antoniego Kątskich – dziadków wszystkich rodzin Kątskich, Babiarzy, Tołoczyńskich i innych mieszkających w Sanoku. Miejsce urokliwe, usytuowane na wysokim wzniesieniu, z polaną leśną, a wszystko to na skraju miasta, z którego rozpościerał się piękny panoramiczny widok na stary sanocki gród. Organizatorzy włożyli niemało wysiłku i trudu, a nade wszystko wyobraźni w przygotowanie uroczej polanki na przyjęcie uczestników spotkania, a było ich w sumie ok. 50. Przygotowano specjalnie na tę okazję drewniane ławy i siedziska. Na środku polany przygotowano miejsce pod ognisko oraz wiszący grill. Zaplecze barowo-konsumpcyjne zorganizowano pod namiotem. Przygotowano skład opałowy, a nawet miejsce dla WC i toalety, żeby było na poziomie i eko.
O godzinie 16-tej zebrali się wszyscy uczestnicy spotkania i goście – z Sanoka, Krakowa, Lublina, Zamościa, których przywitał prezes Związku. Z uwagi na fakt, iż spotkanie miało zdecydowanie rodzinny charakter (taka była idea fix tego spotkania), odbyło się bez celebracji specjalnych mów i przywitań. Rozpoczęło się na wesoło i z przysłowiowego kopyta. Pogoda była piękna, słoneczna, ale na początku, później niestety była i burza i padający deszcz, który tylko trochę zasmucił uczestników. Organizatorzy przygotowali się i na tę ewentualność. W ruch poszły specjalne plandeki i dalej było już tylko super wesoło. Dzieciaczki, zaopatrzone w gumowczyki, robiły zatem co chciały, czyli były w 7 niebie. Były toasty, śpiewy, muzyka z głośników HD.
Ha, zapomniałem o jedzonku, było przednie. Z gorących potraw wymienię choćby węgierski bogracz z kociołka (selbst gekocht przez autora niniejszej relacji), był karczek wieprzowy z grilla, no i tradycyjna kiełbasa grillowana z kija. Zimne przekąski wystawione były na stołach pod namiotem, ciast pieczonych nie pomnę ile ich było, małosolne ogórki naszykowane na tę okazję specjalnie. Panie jak zwykle spisały się na medal. Nie było tylko blinów z kawiorem, ale to chyba nie nasza tradycja.
Nikt z uczestników na pewno narzekać nie miał na co. Było po prostu ekstra. Humory wszystkim dopisywały. Atmosfera wspaniała. Tych co nie było, ci co być nie mogli i ci co być nie chcieli niech zatem żałują wspaniałej zabawy. Sądzę, iż następnym razem nie odpuszczą i przyjadą. Żałować nie będą.
Więcej pisać nie zamierzam, bo fotki poniżej załączone a wykonane przez Agnieszkę Tołoczyńską, mówić same za siebie będą.
Zrelacjonował: Robert Antoń
Photo by: Maciej Babiarz, Barbara Ćwik-Kątska
© Materiał chroniony prawem autorskim. Kopiowanie i wykorzystywanie treści opublikowanych na stronie katski.pl zabronione.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy.
©2016-17 | All Rights Reserved| Powered by Związek Rodu Kątskich